niedziela, 11 października 2015

Rozdział 9


Mój kochany kuzyn wypaplał na śniadaniu wujostwu, że poszłam w nocy "na spacer". W jego odczuciu musiało to dość dziwnie wyglądać. Jednak ja znałam prawdę. Nic nie zrobiłam. Po prostu siedziałam na ławce w parku. Pochwyciłam zmartwiony wzrok cioci. Odechciało mi się jeść. Odłożyłam kanapkę z powrotem na talerz. Co miałam im powiedzieć? W ogóle miałam im coś mówić? Uznają mnie za psychopatkę i jeszcze gdzieś odeślą. To nie jest moja wina, że w życiu nie miałam łatwo. Wiem, że to użalanie się nad sobą, bo nic się niby nie stało... Jednak dla mnie to miało ogromne znaczenie.
- Agnes, czy ty... - ciocia nie dokończyła.
Tak mało dla wszystkich znaczę? Myśli, że znowu zaczęłam ćpać? To był tylko jeden incydent, który nigdy nie miał się powtórzyć. Dlaczego oni myślą, że byłabym do tego zdolna? Nie potrafiłabym znów wziąć tego do ust. Nie ważne jak bardzo ktoś by mnie namawiał, nigdy więcej. Obiecałam to sobie i nie zamierzam złamać obietnicy.
- Nie. - odparłam smutno - Nie próbowałabym... nie ważne. - wstałam i zostawiłam śniadanie.
Poszłam do swojego pokoju. Znów czułam się sama. Sama i nie potrzebna. Czułam się jak śmieć. Coś ukuło mnie w sercu. Moje myśli bardzo mnie bolały. Im więcej myślałam tym bardziej chciałam płakać, aż w końcu pozwoliłam wylecieć łzom z moich oczu. Leżałam skulona na łóżku i zastanawiałam się po co tu przyjechałam. Chciałam coś zmienić i zacząć od nowa, tymczasem nie umiałam. Coś znów zaczęło się walić. Jeśli znów ma być dobrze, nie mogę cały dzień siedzieć w domu. Muszę sobie zaplanować czas tak by mi go brakowało. Im mniej będę widziała się z moją rodziną tym lepiej. Przynajmniej tak sądziłam. Otarłam poliki. Nie czułam się wcale lepiej. Usiadłam przy komputerze. Skoro potrzebne mi jakieś zajęcia to je sobie znajdę.
Cały dzień unikałam wszystkich domowników. Koło 13 zrobiło się ładnie na dworze. Postanowiłam iść na ławeczkę do parku i trochę "pośpiewać" z przechodniami. Spodobało mi się to. Powoli szłam rozkoszując się ciepłem słonecznego dnia. Wokół mnie znów było dużo radości. Po chwili mi się udzieliła. Stojąc obok ławki zaczęłam grać. Ci którzy byli wczoraj, od razy podbiegli chcąc być jak najbliżej. Przywitałam ich uśmiechem, który odwzajemnili. Poczułam przyjemne ciepło w środku. Zaczęliśmy od Ed Sheeran "Sing". Wiele osób to znało. Później kierowałam się pomysłami mojej publiczności. Tych osób robiło się co raz więcej. Nie wiedziałam skąd się biorą, ale miałam wrażenie, że ten tłum nie ma końca. Spędziłam z ludźmi naprawdę miło aż dwie godziny. Kto by pomyślał, że aż tak długo będę grała i nawet nie będę wiedziała kiedy minie mi ten czas. Było świetnie. Po przykrym incydencie w domu nawet już nie pamiętałam. Powolnym krokiem wracałam do domu. Zrobiło się zimno. Szare chmury zasłoniły słońce, a drzewa szumiały, poruszone wiatrem. Miałam na sobie tylko koszulkę na krótki rękaw, więc po chwili drżałam z zimna. Objęłam się ramionami i poprawiłam na jednym z nich pasek od pokrowca na gitarę. Nuciłam pod nosem jakąś piosenkę. Nie mogłam sobie przypomnieć co to było. Zbyt wiele ich znałam i traciłam orientację. 
Kiedy tylko znalazłam się w ciepłym wnętrzu ściągnęłam buty i odstawiłam gitarę w korytarzu. Weszłam do kuchni. Chciałam zrobić sobie herbatę. Zastałam tam Liama i jego blond kolegę. Cholera. Nie mogłam już zwiać.
- Cześć. - przywitałam się cicho.
Liam uniósł brew uważnie mi się przyglądając. Blondyn uśmiechnął się do mnie szeroko i również się przywitał. Wyjęłam z szafki kubek i postawiłam czajnik na gazie. Musiałam czekać, aż zagotuje mi się woda. Usłyszałam jakieś powiadomienie. Złapałam mój telefon. To nie moja komórka. Po chwili zobaczyłam jak blondyn trzyma swojego, powiedziałabym, laptopa w ręce. Skąd oni mają tyle kasy? Gdzie oni pracują? Czy ja o czymś nie wiem? No właśnie. Liam czepia się mnie, a ja mogłabym zrobić to samo. Po chwili usłyszałam dźwięki piosenki, którą grałam dla ludzi. Odwróciłam się do chłopaków tyłem. Czułam jak palą mnie policzki, a serce przyspiesza. Liam nie musiał wiedzieć co robię. Nie chciałam, żeby wiedział. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale czułam, że tak będzie lepiej.
- Co to? - spytał Liam.
Byłam pewna, że marszczy brwi i spogląda blondynowi w ekran.
- Jakaś dziewczyna na tweeterze napisała do mnie tego tweeta i wstawiła filmik z podpisem: czemu wy nie bawicie się z fanami bez koncertów?
Podejrzewam, że brodę musiałam zbierać z ziemi. Koncerty? Moment, moment... Niech zgadnę, jakiś zespół. Blondyn należał do jakiegoś boysbandu? I już wiem skąd kaska na laptopa. Ale, że ja go nie poznałam... No cóż. Bywa. Szybko zalałam sobie herbatę wodą i skierowałam się do wyjścia.
- Ness. - zatrzymał mnie głos Liama. Zacisnęłam powieki i niechętnie odwróciłam się - Gdzie byłaś?
- Na spacerze. - odparłam sucho.
Wiedział, że nic więcej mu nie powiem i nie powinien dopytywać, bo tylko się pokłócimy. Może i nie powiedział wujostwu tego, że zniknęłam przeciwko mnie, ale za to odsunęłam się od niego jeszcze bardziej.
- Idziesz z nami dzisiaj na imprezę? - spytał kuzyn.
Fajnie by było. Może kogoś poznam i w końcu wszystko się zmieni? Chociaż... Od juta mam zacząć... Nie mogę. Cholera. Zamarzyło mi się planowanie czasu wolnego. Zaśmiałam się w duchu sama z siebie.
- Nie mogę. - odparłam, na co spotkałam się z ich zdziwionymi spojrzeniami - Jutro wstaję koło 8, a jeśli miałabym iść na imprezę to porządnie zabalować. Może w przyszły weekend, ale dzięki za zaproszenie. - odparłam szybko i poszłam do góry.
Uf... Jakoś się udało. Ulżyło mi kiedy zostałam sama. Powoli sączyłam napój. Przy okazji przeczytałam kawałek jednej z książek, które ze sobą zabrałam. Pozwoliło mi się to chodź trochę odprężyć. Później postawiłam na krótką drzemkę. Potrzebowałam chwili snu. Przytuliłam się mocno do poduszki, kuląc się na łóżku.

* * *

Szybko ubrałam się w jeansy i zwykłą koszulkę. Do torby wrzuciłam ciuchy na przebranie. Ubrałam na siebie skórzaną kurtkę. Czułam, że to będzie fajny dzień. Wzięłam butelkę z wodą i coś do zjedzenia. Nie wiedziałam czy później wrócę do domu. Napisałam cioci kartkę dokąd poszłam. Wciągnęłam buty na stopy i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz. Owiało mnie zimne powietrze. Zapięłam swoje okrycie. Poprawiłam torbę na ramieniu. Trochę bałam się tam iść. Dawno nie uczestniczyłam w żadnych zajęcia, ale w końcu trzeba się przełamać, prawda? Szłam powolnym krokiem, ponieważ miałam jeszcze dużo czasu. Kiedy doszłam na miejsce świeciło pustkami. Postanowiłam nie czekać na resztę. Wzięłam kluczyk od jednej z szafek i poszłam do żeńskiej szatni. Przebrałam się szybko i weszłam na salę. Była nie duża. Na małą grupę. Za to była w niej niesamowita akustyka. Musiało się tam świetnie śpiewać. Zobaczyłam swoje odbicie w lustrze i zatrzymałam się na chwilę. Dawno nie przypatrywałam się sobie tak jak wtedy. Moje czarne włosy związałam w wysoką kitkę. Na twarz nie nałożyłam makijażu, ponieważ miałam ćwiczyć. Moje oczy były ciemne. Przeniosłam wzrok na moją sylwetkę. Nie była idealna. Była przeciętna. Cieszyłam się, że nie jestem wieszakiem. Być może jakiegoś tu spotkam. Delikatny uśmiech wpełzł na moją twarz. Ale z ciebie jędza, Ness. Jako, że nadal nikt się nie pojawił, zrobiłam kilka ćwiczeń, żeby się rozciągnąć. W końcu wszyscy, którzy tu przyjdą na pewno już coś umieją. Ja byłam "zielona". 
- Myślałem, że tylko ja przyjdę wcześniej. - usłyszałam za sobą i odwróciłam się.
Dostrzegłam... Matta. Skąd on się wziął w Anglii i to w dodatku na zajęciach z tańca. Chłopak opierał się luźno o futrynę drzwi. Przyjrzałam mu się.
- Powiedziałem coś nie tak? - spytał podchodząc.
- Nie. - odparłam z lekkim uśmiechem. Jego oczy były teraz wpatrzone we mnie tak samo, jak poprzednio moje w niego - Po prostu... Nie spodziewałam się tu ciebie? - zaśmiał się.
Spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam ciepło. Wyglądał trochę jak ulepszona wersja Kamila. No proszę Ness. Czyli nie tylko charakter Kamila ci przeszkadzał. Co ja próbowałam sobie wmówić? I dlaczego porównuję do siebie tak dwie różne osoby?
- Przyjechałem tu tak o. - odparł - A, że mój przyjaciel prowadzi te warsztaty, poprosił, żebym zastąpił go przez jakiś czas, a on wybierze się na urlop.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się lekko.
Przez chwilę między nami panowała cisza. Usiadłam na parkiecie i upiłam łyk wody. Sprawdziłam godzinę na telefonie. Miałam jeszcze pół godziny do rozpoczęcia zajęć. Zanuciłam coś cicho pod nosem. Dostrzegłam, utkwione we mnie spojrzenie chłopaka, w lustrze.
- Tańczysz? - spytał odwracając się przodem do mnie.
- Nie. - odparłam szczerze - Ale stwierdziłam, że może warto spróbować.
Uśmiechnął się. Usiadł obok mnie. 
- A śpiewasz?
Tym razem na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- To za dużo powiedziane. - odparłam.
- Zaśpiewaj ze mną. - poprosił.
Otworzyłam lekko usta ze zdziwienia. Ja mam śpiewać z nim? Co? Nie. Ja nie umiem, nie nadaję się. Mam fatalny głos, a on jest gwiazdą. Co tu dużo mówić. Pokręciłam przecząco głową i podniosłam się. Czułam się niepewnie. Chłopak po chwili też wstał i był na tyle blisko, że gdybym chciała to i tak bym mu nie uciekła.
- Nie umiem. - odparłam.
- Każdy umie. - odpowiedział szybko - Nie daj się prosić.
Poczułam jak palą mnie poliki.
- Nie. Bez mojej gitary, to już zupełnie się nie nadaję. Odpuść.
- Nie mam zamiaru. - puścił do mnie oczko z uśmiechem i odsunął się, również się rozgrzać.
Zajęcia minęły nam w miłej atmosferze. Przyznam, że była tam jedna dziewczyna, która uważała się za boginię, ale totalnie ją olewałam. Matt uczył nas jakiegoś prostego układu.
Mimo to nie szło mi najlepiej. Odtwarzałam w głowie każdy jego krok, by za chwilę to powtórzyć. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe. Wiedziałam, że tylko mi nie szło. Być może jednak źle wybrałam. Zmęczona usiadłam po zajęciach na chwilę na parkiecie. Chciałam, żeby wszystkie dziewczyny, a szczególnie ta Barbie przebrały się i nie komentowały tego co robiłam. Wiedziałam, że i tak usłyszę opinię na temat mojego "tańca". Przed moją twarzą pojawiła się wyciągnięta ręka. Złapałam ją. Matt pomógł mi wstać.
- Spróbuj jeszcze raz. - zachęcił. Kiedy chciałam odmówić, nie dał mi dojść do słowa - Spróbuj.
Westchnęłam i wywróciłam oczami. Staliśmy obok siebie i wpatrywaliśmy się w lustro. Wykonał pierwszy krok lewą nogą w tył. Powtórzyłam to.
- Prawa. lewa, prawa, prawa, lewa. - powtarzał i wykonywał ruchy co raz szybciej.
W końcu zaczęło mi to wychodzić i nawet nie musiałam się mocno na tym skupiać. Uśmiechnęłam się do chłopaka kiedy skończyliśmy.
- Dasz się zaprosić na kawę? - spytał z uśmiechem, podając mi torbę.
Zawahałam się. Dawno się z nikim nie umawiałam. Oczywiście, że nie liczę Kamila. Liam pewnie będzie wściekły kiedy się dowie, że wychodzę "z jakimś facetem". On mi nie może mówić jak mam żyć. Tym bardziej nie teraz. Odebrałam od niego moją własność.
- Jasne. - odparłam z lekkim uśmiechem - O której?
- Pasuje ci 14?
- Myślę, że tak. - uśmiechnął się.
- Więc spotkajmy się pod studiem.
- Ok.
Szybko przebrałam się w prawie pustej szatni i wyszłam. Owiało mnie zimne powietrze. Cholerny Londyn. Zachciało mi się przyjechać do Anglii. Nie miałam teraz zamiaru wrócić do Polski. Zbyt szybko. Muszę znów poukładać sobie wszystko w głowie. Wtedy wrócę.
- Podrzucić cię? - usłyszałam koło ucha.
- Jeśli mógłbyś. - byłam mu bardzo wdzięczna.
Usadowiłam się w ślicznym mustangu. Oparłam się wygodnie wiedząc, że czeka mnie kawałek drogi. Podałam chłopakowi adres. Włączył radio.
- ... w naszym parku pojawiła się gwiazda. Dziewczyna z gitarą już ma pierwszych fanów. Czy zdobędzie sławę?
Skrzywiłam się. To nagranie stało się aż tak popularne? Cieszyłam się jedynie z tego, że nie było mnie na nim widać. Co by było gdyby wujostwo się dowiedziało? A Liam? Może miałabym pogadankę o tym, że pozwalam upubliczniać mój wizerunek? Wiem, że może nie sprawiedliwie go oceniałam, ale inaczej wtedy nie potrafiłam. Chciał wejść do mojego życia, nie pukając wcześniej do drzwi. To nie było fair. Nagle pojawia się i chce coś zmieniać. Nic o mnie nie wie. Nie ma prawa...
- W porządku Agnes?
- Ness... - poprawiłam odruchowo. Ostatni raz mówił tak do mnie Zayn... - Tak. - zmarszczyłam brwi - Dlaczego? - spojrzałam na niego.
- Bo stoimy od dobrych pięciu minut.
Rozejrzałam się. Faktycznie, staliśmy obok domu Paynów. Westchnęłam i przetarłam dłońmi twarz. Jestem naprawdę tak przemęczona, czy po prostu tak bardzo nie kontaktuję?
- Może ta kawa to nie jest najlepszy pomysł... - mruknęłam nie pewnie.
Chciałam wysiąść, ale mnie zatrzymał. Złapał mój nadgarstek. Usiadłam z powrotem w fotelu. Spojrzałam na niego nie pewnie. Nie puścił mojej ręki, a ja poczułam coś dziwnego. W pewnym stopniu musiało mu zależeć na tym spotkaniu (na mnie), skoro nadal tam byłam. Odetchnęłam głęboko, czując dziwny niepokój.
- Słuchaj, jeśli masz jakiś problem możesz mi powiedzieć, ja... - przerwałam mu.
Czy on myślał, że ja jestem bita lub zastraszana? Przecież nikt się nade mną nie znęca. Nie tego typu mam problemy. Cieszę się z tego. Poczułam się urażona. Dlaczego tak pomyślał? Jestem tak słaba psychicznie?
- Nie mam. - warknęłam - Moim jedynym problemem są faceci, których spotykam.
Wyrwałam dłoń z jego uścisku i wysiadłam z auta. Pobiegłam do domu i szybko weszłam do środka. Oparłam się o zamknięte drzwi. Odetchnęłam głęboko, a po moim policzku zleciała łza. Szybko ją starłam.
- Agnes...? - to był Liam - Ktoś cię skrzywdził?
- Daj mi święty spokój! - krzyknęłam na niego i pobiegłam do swojego pokoju.

Czułam się fatalnie. Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w ścianę, albo w sufit. Zamknęłam drzwi na klucz i puściłam głośno (na tyle by wszystkich zagłuszyć) muzykę klubową. Co chwila z moich oczu leciały łzy. Nie kontrolowałam tego. Działo się samo i tyle. Mój telefon dzwonił kilka razy, ale nie odbierałam widząc na nim imię Matta. W końcu chłopak zrezygnował i napisał sms. Odczytałam go:
Zostawiłaś swoją torbę w moim wozie. Zwrócę ci ją tylko pozwól mi z tobą porozmawiać. Nie wiem, co zrobiłem źle...
Nie chciałam z nim rozmawiać. Ale nie mogłam też ukrywać się do końca życia w pokoju.Z westchnieniem wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam siwe rurki i beżowy sweterek. Na to moją ulubioną kurtkę ze skóry. Napisałam do Matta, że będę czekać pod studiem. Na dworze było zimno, ale mimo to szłam na piechotę. Moje rozpuszczone włosy przesłaniały mi twarz. Byłam już przed studiem. Usiadłam na schodkach, prowadzących do wejścia. Oparłam głowę na ręce. Byłam ciekawa kiedy Matt się pojawi. Rozczarowałam się jednak. Siedziałam tam już ponad godzinę. Byłam przemarznięta, a moja komórka nawet się nie odezwała. Kolejny dupek. Gwiazda. Gdyby się teraz pokazał dostałby z liścia. W jednej chwili wszystkie negatywne emocje przeniosłam na niego. Łącznie z gniewem na Liama i tęsknotą za Zaynem. Wstałam. Chciałam już wracać do domu. Objęłam się ramionami. Dłonie miałam lodowate. Naciągnęłam na nie chodź trochę materiału swetra. Teraz miałam ochotę tylko na gorącą herbatę i kołderkę. Myśląc o tym zrobiło mi się jeszcze zimniej. O ile to możliwe. Przeszłam może dwadzieścia metrów, kiedy drogę zajechał mi mustang. Wysiadł z niego Matt. On sobie chyba w kulki leci. Nie miałam zamiaru wsiadać z nim do tego CIEPŁEGO auta. Za nic w świecie nie chciałam tego robić. Spojrzał na mnie. Miał coś powiedzieć, ale ominęłam bez słowa i zainteresowania jego wóz i szłam dalej. Poczułam uścisk w nadgarstku. Próbowałam się wyrwać. Siłowałam się z nim dobre piętnaście minut, aż w końcu pociągnął moją rękę, a ja znalazłam się bliżej niego niż bym sobie tego życzyła. Położyłam ręce na jego torsie by utrzymać między nami dystans. Widząc to pozwolił mi się kawałek odsunąć, jednak nadal trzymał moją rękę.
- Chciałem przeprosić. Były korki, a na dodatek komórka mi się rozładowała.
Uniosłam lekko brwi. Co on mi za bajki wciska? Każdy może tak powiedzieć, a aż w takie zrządzenie losu nie wierzę. Znów spróbowałam się wyrwać - bezskutecznie.
- Przestań. I tak cię nigdzie nie puszczę. - spojrzał mi w oczy - Najpierw pogadamy, później odwiozę cię do domu.
Położył na moich ramionach swoją kurtkę i otworzył drzwi od strony pasażera. Zrezygnowana wsiadłam. Nie miałam innego wyboru. Nie miałam jak mu uciec. Czułam, że to będzie moja najdłuższa jazda samochodem. Droga minęła nam w ciszy. Matt zatrzymał się pod jakąś kawiarnią. Nie wzięłam ze sobą pieniędzy. Nie miałam też na nic ochoty, więc nie było problemu. Posłusznie wysiadłam za chłopakiem, a następnie przeszłam do lokalu. Zajęliśmy stolik przy oknie. Podziwiałam, o ile tak to można nazwać, przejeżdżające samochody; suzuki, mercedes, jaguar, renault, kia... i tak w kółko. W końcu podeszła do nas kelnerka.
- Ness? - spytał Matt patrząc wprost w moje oczy, totalnie ignorując pytanie kelnerki: co dla pana?
- Dziękuję. Nic nie chcę. - odparłam.
- Dwie gorące czekolady. - mruknął.
Nadal patrzyłam w dal przez okno. Nie chciałam tam być. Czułam się źle siedząc tam z nim. Poczułam jak jego dłoń dotyka mojej. Po chwili obie moje ręce zostały zamknięte w ciepłym uścisku jego. Zadrżałam. Mimo, że w lokalu było ciepło, mi nadal, mając dwie kurtki, było zimno.
- Porozmawiasz ze mną? - spytał.
- O nic nie pytałeś. - odparłam.
Renault - kolejne auto.
- Bo ciągle patrzysz w szybę.
Odwróciłam wzrok i spojrzałam na niego. Co ja tam robiłam? To bez sensu. Mogłam w ogóle nie odpowiadać na jego sms i było by po kłopocie. A tak muszę tu siedzieć. Zrobiło mi się nie dobrze. Skuliłam się na siedzeniu i zabrałam dłonie. Naciągnęłam na nie rękawy i objęłam się ramionami. Po chwili blondyn siedział obok mnie. Nic nie powiedziałam.
- Co zrobiłem nie tak? - spytał, uważnie mi się przyglądając.
Dostrzegłam to kątem oka.
- Moim jedynym problemem jest bark akceptacji. Nie zdziwiłabym się gdybyś odjechał i mnie tu zostawił.
- Nie mam zamiaru tak zrobić.
- Tak zrobiłby każdy normalny człowiek.
- Widocznie jestem inny.
Na tym nasza wymiana zdań się skończyła. Matt wiedział, że nie powiem mu nic więcej. Nie naciskał, nie drążył tematu. Musiał zauważyć, jako jedyna osoba na świecie, że jak cholera mnie to boli i nie umiem o tym mówić. Potrafię tylko nad tym rozmyślać. Po chwili dostaliśmy gorącą czekoladę. Złapałam szklankę w dłonie. Lubiłam się tak ogrzewać. Poczułam jak chłopak obejmuje mnie ramieniem. Nie chciałam, żeby był tak blisko, ale w tamtej chwili, coś najzwyczajniej w świecie nie pozwoliło mi go odepchnąć. Oparłam na nim głowę. Upiłam łyk napoju.
- Ktoś cię zranił? - spytał cicho.
Przed oczami znów miałam Zayna. Leżał na szpitalnym łóżku i patrzył na mnie smutnymi oczami. Chciał, żebym została, a ja najzwyczajniej w świecie uciekłam, niczego mu nie wyjaśniając. Kretynka! Moje oczy zaszkliły się.
- Sądzę, że ja bardziej zraniłam tę osobę. - upiłam kolejny łyk.
Matt uważnie mi się przyglądał. Próbował rozszyfrować moją tajemnicę. To nie było, wbrew pozorom, takie proste. Chciałam się odsunąć, ale mnie zatrzymał. Pozostałam w tym samym miejscu.
- Tęsknisz?
- Jak cholera. - mruknęłam - Ale czy to ma jakieś znaczenie? Nie wiem, gdzie jest, co robi, czy żyje... Popierdolona sprawa...
- Nie mów tak. - skarcił mnie.
- Tak jest.
- Przestań.
- Sam zacząłeś.
- Nie chciałem żebyś przeklinała.
- Inaczej nie umiem.
- Ja cię nauczę.
- Powodzenia.
- Dziękuję, przyda się. - prychnęłam na jego słowa - I nie prychaj mi tutaj.
Zaśmiałam się z jego miny. Po chwili on również do mnie dołączył. Siedzieliśmy jeszcze długo razem, nie mówiąc już, o smutnym dla mnie temacie. Potem Matt odwiózł mnie do domu. Nie spodziewałam się, że będzie czekała tam na mnie, taka niemiła niespodzianka.











































~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka naklejka!
Kolejny piękny rozdział, uf! ;D
Jak wam się podoba? Oczywiście mi się zrodziła artystyczna wizja i pojawia się Matt Pokora :D
Odwiedźcie bohaterów. Ostatnio często aktualizuję tę zakładkę ;)
Piszcie proszę komentarze, one bardzo motywują ;)
Kocham moich czytelników (ciekawe czy ktoś to przeczyta)
PS: Jak rozdział?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytasz? Skomentuj! Ja nie gryzę nawet za malutką krytykę ;)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis