wtorek, 6 października 2015

Rozdział 8


Siedziałam na jednej z ławek w parku. Na kolanach miałam zeszyt, a w ręku długopis. Ogarniała mnie zieleń i radość. Wszędzie chodzili ludzie, a z racji tego, że był weekend rodziny urządzały sobie pikniki, Mijało mnie wiele osób, tym razem, żadna się nie spieszyła. Tylko ja siedziałam sama z gitarą na kolanach i zeszytem. Tworzyłam coś co tylko przyszło mi do głowy. Byłam otoczona tak pozytywną energią, że nie mogłam napisać nic innego jak potwornie wesołej melodii. Tworzyłam chwila po chwili, nutka za nutką. Aż w końcu stwierdziłam, że chcę coś zagrać - tak po prostu dla przyjemności. Nigdy nie śpiewałam, zawsze tylko grałam. Musiałabym być całkiem sama by cokolwiek śpiewać grając. Wybrałam piosenkę Eda. Nie mogło być inaczej. Ja i "Give me love". Czy to nie przypadek? Nie zastanawiając się długo zaczęłam grać. Przy pierwszych dźwiękach zaczęli schodzić się ludzie. Podchodzili do mnie i słuchali, bujali się w rytm muzyki, którą grałam. Kiedy nadszedł czas na tekst, ci wszyscy, którzy potrafili - zaczęli śpiewać. Z uśmiechem obserwowałam ciągle rosnący tłum. To dziwne. W Polsce, nikt nigdy by tak do mnie nie podszedł - tu, wszyscy chcą się integrować i poznawać nowych ludzi. Czułam radość, od której miałam taki długi odpoczynek. Siedziałam na zwykłej ławce w zwykłym parku, mając w rękach zwykłą gitarę... Ale byli tam niezwykli ludzie.
Po skończeniu wszyscy zaczęli bić brawo, a ci którzy stali najbliżej prosili o kolejną piosenkę. Postanowiłam zagrać jeszcze raz tą samą i zaśpiewać razem z nimi. Tym razem jeszcze więcej osób śpiewało i jeszcze lepiej się bawiliśmy. Ciepło płynące od tych ludzi mnie przepełniło. Każdy, kto tam stał, miał jakiś powód; nie ważne jaki: czy chciał się po prostu dobrze bawić, czy pośpiewać, robił to ta razem z innymi. Jednak nie cieszyliśmy się tym długo. Kiedy z nieba zaczęły lecieć pierwsze krople deszczu, zaczęłam się zbierać jak inni. Chodź niektórzy się ociągali i chcieli bym została, obiecałam, że wrócę tam następnego dnia. Nie mogłam odmówić tym ludziom. Byli dla mnie zbyt mili i dali mi zbyt dużo dobrej energii bym od tak powiedziała im "nie".
Szybko wróciłam do domu. Gdy tylko przekroczyłam próg drzwi, ogarnęło mnie ciepło. Nie ściągnęłam mimo to mojej ulubionej bluzy. Nie była mocno mokra. Miała tylko kilka ciemnych kropelek. Dopiero teraz na dworze rozpętała się ulewa. Ściągnęłam trampki, a gitarę oparłam o ścianę w korytarzu. Weszłam do kuchni. Chciałam napić się czegoś ciepłego. Zrobiłam sobie gorącą herbatę i wzięłam całą rajkę czekolady. Zamoczyłam ją w gorącym napoju. Uwielbiałam tak jeść czekoladę, a przy okazji pić herbatę. Usiadłam na blacie, a gorący kubek złapałam w ręce. Dopiero teraz dotarło do mnie, że zgubiłam zeszyt. Szybko pobiegłam do gitary. Rozpięłam pokrowiec jednak, nie znalazłam nic oprócz instrumentu. Uderzyłam się rozłożoną ręką w czoło. Musiałam go zostawić na ławce. Może jeszcze tam leży. Łudziłam się, że tam jest, mimo iż lało dobre piętnaście minut. Gdzieś w środku czułam, że go nie znajdę. Oprócz melodii miałam tam też kilka, a w sumie to wszystkie teksty. Od początku. Muszę go znaleźć. Szybko założyłam buty i otworzyłam drzwi. Naciągnęłam na głowę kaptur. W drzwiach minęłam wujka.
- A ty dokąd? Liam i dziewczyny za chwilę przyjadą! - musiał krzyczeć bo byłam już daleko.
Paliły mnie płuca i nogi. Nie zważałam na to. Przecież muszę znaleźć moją zgubę. Coś mnie skręciło w środku na samą myśl o tym, że mam się pożegnać, ze wszystkim co do tej pory napisałam, co czułam i przelałam na papier. Znalazłam się w odpowiednim miejscu jednak nic tam nie znalazłam. Byłam tylko przemoczona. Nie została na mnie nawet sucha nitka. Miałam ochotę płakać. Nie wierzyłam, że tak po prostu zniknął, zginął bez śladu. Byłam podpisana inicjałami na pierwszej stronie. Musiałam się z tym pogodzić, że nic dzisiaj nie wskóram.
Wracałam do domu powoli, nie zważając na lejące się po moim ciele krople. Stan euforii prysł jak bańka mydlana. Weszłam do środka. Ściągnęłam buty i złapałam gitarę. Weszłam do góry. Odłożyłam ją na łóżko w moim pokoju, a sama wzięłam gorący prysznic by się rozgrzać i ubrałam coś suchego. Żeby zrobić coś tak głupiego trzeba być mną. Praktycznie wszystko to co napisałam miałam w głowie, ale bolało mnie to, że nie zobaczę nigdy więcej moich zapisków. Zeszłam na dół. Było tam wesoło. Nie chciałam im przeszkadzać. Siedzieli w salonie. Szybko przemknęłam się do kuchni i zabrałam coś do picia i jedną babeczkę. Czmychnęłam czym prędzej do góry słysząc czyjś zbliżający się głos. Zamknęłam się u siebie w pokoju. Potrzebowałam pobyć sama. Włączyłam laptopa. Szybko zjadłam słodycz i usiadłam na krześle grzejąc dłonie o kubek. Na ekranie pojawił mi się komunikat o wiadomości. Weszłam w nią. Oczywiście była od Kamila. Czego ja się spodziewałam? Przecież nikt nie chciałby ze mną pisać. Nikt oprócz niego... Co on takiego we mnie widzi? Jestem niewartościowym człowiekiem. Co można powiedzieć o osobie, która pali, a jako małolata napiła się do utraty przytomności i ćpała? Ta przykra prawda bardzo mnie bolała, ale ilekroć ktoś mnie poznawał, traktował mnie jak trędowatą. Od tamtej pory nikt nie dowiedział się co się działo ze mną od wakacji. W sumie o nich Kamil też nic nie wie. Tak jest nawet lepiej. Po co miałabym mu mówić, że kocham chłopaka, którego widziałam ostatni raz 6 lat temu. Ale czy stwierdzenie: kochałam to nie za dużo powiedziane? Przecież to był "romans" dwóch małolat. Co my mogliśmy wiedzieć wtedy o miłości? Przyznam, że brakuje mi drugiej połówki i bardzo chciałabym kogoś mieć. Osobę, która mnie zrozumie pocieszy i zaakceptuję. Nie mam zamiaru łapać się każdego kto się mną zainteresuje. Dlatego odrzucam Kamila. To nie on jest moim ideałem. Najgorsze jest to, że ideały nie istnieją, ale kogo bym nie spotkała porównują go tylko do jednej osoby... Moje popieprzone życie.
Przeczytałam szybko wiadomość od przyjaciela:
Kamil: Hej. Agi. Strasznie za tobą tęsknie mimo że to dopiero tydzień. Dla mnie to aż tydzień. Nie mogę się doczekać kiedy znów cię przytulę :* Kiedy wracasz?
Ty: Nie wiem dokładnie. Przecież tydzień to zaledwie 7 dni, nie przesadzaj ;)
Kidy tylko mu odpisałam, wylogowałam się z czatu, żeby nie widział, że jestem aktywna. Nie chciałam z nim teraz pisać, ale nie mogłam mu też nie odpisać... Wiem. to wszystko jest bez sensu. Sprawdziłam mojego maila, a następnie włączyłam oferty pracy. Musiałam coś w końcu znaleźć. Muszę zacząć jakoś żyć. Przynajmniej ten pierwszy miesiąc. W moje oczy nie wpadła żadna oferta. Wymagali stażu na danym stanowisku, lub znajomości jakiegoś chorego języka, którego nigdy w życiu nie słyszałam. To będzie długa droga nim cokolwiek uda mi się znaleźć. Usłyszałam wołanie cioci. Zamknęłam laptopa i dojrzałam wtedy pakunek, który przyniósł mi ten uroczy blondyn. Na jego wspomnienie na moich ustach pojawił się uśmiech, którego nie potrafiłam powstrzymać. Złapałam paczkę i zeszłam na dół. Wszyscy siedzieli w kuchni. Ciocia, wujek, Liam, Olivia i Esmee. Wyglądali jak duża, szczęśliwa rodzina. A ja włażę im do życia z buciorami. Pierwszy dostrzegł mnie Liam.
- No. no. Wyładniałaś kuzyneczko. - kiedy tylko to powiedział, wzrok wszystkich przeniósł się na mnie.
Moje poliki oblał róż. Jego uwaga zbiła mnie nieco z tropu. Nie wydawało mi się, że "Daddy" może taki być. Myślałam, że skoro jego przezwisko jest takie, to też się tak zachowuje. Najwyraźniej się pomyliłam. Cóż najlepszym się zdarza.
- Nie mogę powiedzieć tego o tobie kuzynie. - odparłam z uśmieszkiem.
- Hej! - oburzył się.
- To nie moja wina, że twoje siostry przejęły całą urodę. - dziewczyny zaśmiały się.
Przytuliłam je, jak i również Liama. Nie było prawdą to co powiedziałam. Liam bardzo się zmienił. Stał się mężczyzną. Zarost dodawał mu lat, ale miał śliczne roześmiane oczy. Wyglądał mi na porządnego. Jego dziewczyna musi być szczęściarą. Siedząc przy kolacji przypomniałam sobie o pakunku blondyna. Wyjęłam go z kieszeni bluzy.
- Liam... - chłopak spojrzał na mnie - Kiedy cię nie było przyszedł jakiś blondyn i prosił, żeby ci to przekazać.
Oddałam mu pakunek. Podziękował mi z uśmiechem i rozerwał papier. Elza skarciła syna, za to że robi bałagan przy stole, ale chłopak nie specjalnie się przejął. Liam zaśmiał się widząc co dostał. Kolejny raz słyszę szczery śmiech. Tak bardzo chciałabym móc się tak zaśmiać. Tak jak kiedyś. Wiem, że to mało realne, ale nic na to nie poradzę. Po chwili dojrzałam, że dostał balony urodzinowe z napisem: Liam nasz Daddy!. Że niby sam ma je sobie nadmuchać czy co? Pokręciłam tylko z lekkim uśmiechem głową i dokończyłam kolację. Kiedy pozmywałam po posiłku, co nie podobało się cioci, chciałam iść do siebie. Kiedy tylko kierowałam się w stronę schodów, poczułam jak ktoś obejmuje mnie w talii.
- Nie chcesz z nami posiedzieć? - spytał Liam, robiąc słodką minkę.
- Może i chcę. Nie wiem. Zastanowię się. - odparłam rozbawiona.
- Ech ty... - pocałował mnie w policzek i złapał za rękę.
Poszłam za nim do salonu. Na dywanie dziewczyny już rozłożyły eurobiznes. Dawno w to nie grałam. Co raz częściej czułam się tam jak w domu. Usiadłam z jedne strony, a tuż obok mnie usadowił się Liam. Widziałam, że mnie pilnuje. Przynajmniej miałam takie odczucie, że nie chce dać mi nigdzie zwiać. Graliśmy dobre dwie godziny i teraz walka toczyła się między mną a moim kuzynem. Był w polu zaminowanym przez moje hotele.
- Jak nie wyrzucisz 6 to giniesz. - mruknęłam z uśmiechem.
- Chciałabyś. - odparł roześmiany.
Rzucił kostką. Niemiłosiernie długo się turlała, a kiedy się zatrzymała dojrzeliśmy na niej 5.
- Co?! - krzyknął - Nie! To nie możliwe!
Zaśmiałam się z niego. Nie był to mój dawny szczery śmiech. To była tylko jego namiastka, którą udało mi się odzyskać. Czy to oznacza, że jest ze mną lepiej? Jeśli tak, to może faktycznie zostanę u cioci na dłużej? A może właśnie powinnam wyznaczyć sobie własną ścieżkę?
- Dziękuję za grę. - rzuciłam. Spojrzałam na zegarek. Było już późno - Lecę spać. Dobranoc wszystkim.
Usłyszałam cichy pomruk dochodzący od "zwłok" oglądających coś w telewizji. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam do mojego pokoju. Liam za karę, że przegrał - sprząta. Wzięłam moją piżamę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Potem zaplotłam mokre włosy w luźnego warkocza i zmyłam makijaż. Wróciłam do siebie i złapałam gitarę. Zagrałam pierwsze dźwięki piosenki o Zaynie. Mogę tak o niej mówić? Przecież nie opowiadała konkretnie o nim. Po prostu zawsze ją grałam kiedy o nim myślałam. Czy jest tu jakaś różnica? Nie ważne. Otrzeźwiałam dopiero słysząc pukanie do drzwi. Szybko odłożyłam gitarę i starłam łzę z policzka. Szepnęłam ciche: proszę. Po chwili obok mnie siedział Liam.
- Ty grałaś? - spytał.
Spojrzałam na niego jak na idiotę. U góry byłam tylko ja, dźwięk dochodził z mojego pokoju. Hm... Może na gitarze grał św. Mikołaj? Sama nie wiem kuzynie.
- No nie patrz tak na mnie. - zaśmiał się - Trochę smutna była ta piosenka.
- Mogłeś nie podsłuchiwać. - wypaliłam od razu.
- Ja po prostu... - zawstydził się - Przypadek... i...
Wywróciłam oczami. Przecież nie chciałam zapędzić go w zakłopotanie. Złapałam jego ciepłą dłoń.
- Spokojnie. Przecież żartowałam. - uśmiechnęłam się.
Odwzajemnił mój gest. Złapał moją gitarę i wziął na swoje kolana. Zagrał jakąś nieznaną mi melodię. Wsłuchałam się w jej spokojny rytm. Uwielbiałam dźwięk gitary. Między innymi dlatego zaczęłam uczyć się na niej grać. Kochałam to.
- Czemu jesteś taka zamknięta na wszystkich? - spytał, nagle przerywając.
- Ja... nie.
Spuściłam wzrok. To prawda. Unikałam ludzi, kontaktów z nimi. Nawet dzisiejszy incydent w parku nic nie mógł zmienić. Cieszyłam się, tym zajściem, ale ono nie zmieniło mojego nastawienia. Skuliłam się. Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej i objęłam je ramionami. Oparłam głowę na kolanach. Nadal nie patrzyłam na mojego kuzyna.
- Coś się wydarzyło? Powinienem o czymś wiedzieć? - spytał próbując złapać mój wzrok.
- Liam, przestań. - poprosiłam.
- Tylko pytam. - odparł spokojnie.
- Przestań. - powtórzyłam i spojrzałam mu w oczy.
- Gdzie ta roześmiana i zwariowana dziewczyna? - spytał smutno, wstając.
- Już dawno jej tu nie ma.

O ile mogłam, znienawidziłam siebie jeszcze bardziej. Koło północy wymknęłam się z domu. Nie wiedziałam dokąd chcę iść. Pierwsze co zrobiłam to porządnie zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Odeszłam od domu najwspanialszej rodziny na świecie i zapaliłam papierosa. Naprawdę się do nich przywiązałam. Znaczy do cioci i do wujka. Byli dla mnie dobrzy. I pojawił się Liam, który chce wszystko zmienić. To nie jest takie łatwe jak on sobie wyobraża. Mam uczucia, mam powody, żeby być taką. Nienawidzę być taka, ale nie potrafię tego zmienić. Ludzie po prostu nie chcą mnie znać, a ja staram się odwdzięczyć im się tym samym. Może nie jest to najlepszy pomysł, ale inaczej nie umiem. Nie potrafię się zmienić. Nie miałam nikogo kto pomógłby mi się zmienić. Sama nie umiem sobie z tym poradzić. Usiadłam na ławce w parku i zapaliłam kolejnego papierosa. Zapatrzyłam się na równą taflę wody. Byłą idealna, nieskazitelna. Ja też taka byłam. Póki nie poznałam JEGO. Rzuciłam do wody kamieniem. Moją historię znają tylko rodzice, z którymi od momentu wyjazdu nie mam kontaktu. Życie jest takie... Zabrakło mi określenia. Gdybym go nie poznała, nic by się nie zmieniło. Ja nadal widzę nocami jego twarz kiedy patrzy a mnie, gdy muszę stamtąd uciec. Po moim policzku zleciała łza. Szybko ją starłam.
- Zajebista impreza co? - usłyszałam obok i dopiero dojrzałam sylwetkę siedzącego obok mnie mężczyzny.
Był dość postawny i moją pierwszą reakcją był strach. Ale czy gdyby chciał mi coś zrobić siedziałby tu? Uniosłam brew, powtarzając w głowie jego pytanie. Nie znałam go. Zapaliłam kolejnego papierosa.
- To cię niszczy. - mruknął.
- Niszczy mnie co innego. - odparłam cicho.
- Co?
- Zajebiste życie.
- Witaj w klubie.
- Też pojebane sprawy miłosne?
- Jak najbardziej. Ale damie nie przystoi tak mówić. Wiesz? - spojrzał na mnie.
Mimo iż było strasznie ciemno, zobaczyłam czekoladowe tęczówki. Poczułam ukłucie w sercu. Zaparło mi dech w piersiach. Czy to możliwe...? Nie na pewno nie. Byłam zła na siebie. Nawet nie wiedziałam czy on dalej żyje.
- Mam to gdzieś. - odparłam - Nie jestem damą. Co to za kobieta, która odpycha kochającego ją faceta, bo nie potrafi zapomnieć o szczeniaku?
Przyjrzał mi się uważnie. Widziałam, że się nad czymś zastanawia.
- Więc ja nie jestem facetem.
Prychnęłam. Żeby tylko wiedział co się wydarzyło. Moje sprawy są skomplikowane. Brzmi to tak fatalnie, jak status związku na facebook'u: to skomplikowane. Nic na to nie poradzę. Teraz mój towarzysz zapalił papierosa. Po chwili ja też to zrobiłam.
- Nie jesteś stąd? - spytał.
- Jestem znikąd. - odparłam robiąc kółka z dymu.
- Nie chcę cię martwić, ale ktoś musiał cię zrobić.
Po tych słowach przez chwilę nastała cisza, a potem oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Kto by pomyślał, że po 12 w nocy spotkam kogoś równie niezrównoważonego psychicznie co ja? Siedzieliśmy dość długo, nie pytając już o rzeczy dotyczące nas. Nasza rozmowa dotyczyła bardziej poglądów na dany temat. Miło było z kimś w końcu porozmawiać. Koło 4 nad ranem zadzwonił mój telefon. Nie miałam ochoty go odbierać widząc imię cioci na ekranie. Czyżbym ją obudziła? Raczej nie... Przecież w domu nie ma mnie już długo. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Gdzie ty do cholery jesteś? - zaatakował mnie od razu Liam.
- Poszłam na zajebistą imprezę. - odparłam, a mój towarzysz zaśmiał się.
- Jesteś z jakimś facetem?
- Odpuść. Nie jesteś moją niańką. Za chwilę będę w domu.
- Ness... - rozłączyłam się.
Wściekła wstałam, pożegnałam mojego "kumpla" i wracałam do domu. Czułam się jak bym szła na ścięcie.









































~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hej!
Oto i nowy rozdział ;)
Mam nadzieję, że wam się podoba ;)
Nie chcę gnać z akcją do przodu, wychodzi mi to chodź trochę?
Jestem prze szczęśliwa ponieważ zostałam na stałe na dolinie zwiastunów! Musiałam się wam pochwalić... :)
Co do rozdziału: co sądzicie o zachowaniu Ness i Liama.
Ja powiem tylko: Ale dzieci...
;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytasz? Skomentuj! Ja nie gryzę nawet za malutką krytykę ;)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis