poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział 5


Dzień 1
Wróciłam do Zayna tak szybko jak mogłam. Nie chciał przyjąć niczego póki nie pojawię się w szpitalu. Może to głupie, ale wydawało mi się, że chce się leczyć tylko dlatego, że ja tego chcę. Nie wiedziałam, czy to prawda i nie spytałam o to. Nie miałam odwagi. Tak więc, weszłam do sali chłopaka, gdzie oprócz niego obecny był lekarz i pielęgniarka. Stanęłam obok łóżka i złapałam Malika za rękę. Uśmiechnął się do mnie lekko. Połknął kilka tabletek, a pielęgniarka podłączyła mu kroplówkę. Lekarz poprosił mnie na zewnątrz, chcąc zamienić ze mną kilka słów. Posłusznie za nim wyszłam, zostawiając Zayna. Stanęłam na przeciwko niego. Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami i przemówił spokojnym głosem.
- Wiem, że to przez ciebie on chce się leczyć. Jak długo to potrwa? - miał opanowany głos.
Spojrzałam na Malika, przez szklane drzwi.
- Tydzień. Tyle jeszcze tu będę. - odparłam i znów przeniosłam wzrok na lekarza. Dławiłam się strachem, ale musiałam zapytać - Czy tyle starczy by zobaczyć czy leczenie przynosi rezultaty?
- Wydaje mi się, że tak, ale nie jestem pewny. Pacjenci na całym świecie inaczej reagują na lek. On może sypiać jeszcze więcej niż przedtem. Nie obawiaj się tego. Tymczasem zostawię cię z nim. - uśmiechnął się lekko i odszedł.
To co mi powiedział nieco mnie uspokoiło, ale z drugiej strony, to leczenie strasznie osłabiało Zayna. Jego organizm był silny, ale czy na tyle by dać sobie z tym radę? Wróciłam do jego sali.
- Co ci powiedział? - spytał, przesuwając się.
Usiadłam obok niego. Objął mnie ramieniem, a ja zadrżałam. Dopiero teraz poczułam jak mi zimno.
- Pewnie to samo co tobie. - odparłam.
- Zostaniesz ze mną? - spytał ziewając.
- Jasne, że tak. - odparłam, odgarniając niesforne kosmyki z jego czoła.


Dzień 2
Wczorajszy dzień Zayn praktycznie przespał. Dziś było trochę lepiej. Nie czuł się taki ospały, ale przez to, że nie spał, kontrolował gdzie jestem, a chciał, żebym ciągle była z nim. Wiedziałam, że jest mu ciężko, dlatego dzwoniłam do mamy kiedy spał, nie opuszczając go i starając się nie obudzić. Rodzice nie do końca wiedzieli co robię, ale nie mieli do mnie o to pretensji. Rozumieli, że chcę pomóc Zaynowi, bo nikogo tutaj nie ma. Ciągle myślałam o tym, czy tydzień wystarczy by pokazać Malikowi, że może być zdrowy. Zakładałam, że nie. Co wtedy? Musiałam jakoś pozyskać numer do jego rodziny i powiedzieć im o wszystkim. Chciałam, żeby jego mama, tata, ktokolwiek, był tu, kiedy ja wyjadę. Kiedy Zayn zasnął, wyślizgnęłam się z jego sali. Sprawdziłam dziesięć razy czy na pewno go nie obudziłam i poszłam w stronę recepcji. A raczej pobiegłam. Kobieta rozmawiała przez telefon. Modliłam się by skończyła jak najszybciej. Przebierałam nerwowo nogami w miejscu. W końcu odłożyła słuchawkę.
- Czy ma pani numer do kogoś z rodziny Zayna Malika? - zaatakowałam ją pytaniem, nim na mnie spojrzała.
Zdziwiona posłała mi spojrzenie. Kliknęła kilka razy myszką, po czym znów spojrzała na mnie.
- Dlaczego o to pytasz? - jej świdrujący wzrok był nie do zniesienia, ale musiałam dać radę.
- Jest mi to bardzo potrzebne. Bardzo panią proszę. - zrobiłam błagalną minę.
- Wywalą mnie kiedyś z tej pracy... - mruknęła pod nosem - Zapisz sobie:... - podyktowała mi kilka cyfr a ja zapisałam je w telefonie.
Podziękowałam jej i szybko pobiegłam do bufetu. Była tam mała kolejka. Wszystko zmówiło się przeciwko mnie. Wiedziałam, że Zayn za chwilę się obudzi, a ja muszę mu się jakoś wytłumaczyć z nieobecności. Przeprosiłam wszystkich i akurat trafiłam na życzliwych ludzi, którzy mnie przepuścili. Poprosiłam wodę i ciastka, zapłaciłam i znów sprintem biegłam do sali Zayna. Zanim weszłam zrobiłam kilka kółek by uspokoić serce i oddech. Dopiero potem weszłam. Okazało się, że Zayn smacznie śpi. Upiekło mi się. Odetchnęłam i usiadłam koło niego. Nie mogłam się oprzeć i zjadłam jedno z zakupionych ciastek.
Wieczorem Malik źle się poczuł. Ciągle wymiotował, nie mógł spać i miał gorączkę. Lekarz i pielęgniarka ciągle przy nim byli - tak jak ja. Doktor stwierdził, że trzeba podać Zaynowi mniejszą dawkę leku, bo może być to skutek uboczny leczenia, który nie powinien trwać dłużej niż 24 godziny. Wycieńczony chłopak opadł na łóżko. Widać było, że nie jest z nim najlepiej. Czułam się winna. W końcu to ja namówiłam go na leczenie. Co miałam teraz zrobić? Usiadłam koło niego, kiedy personel opuścił salę.
- Przepraszam. - powiedziałam odgarniając z jego mokrego czoła włosy.
- Za co? - spytał z lekkim uśmiechem.
- To przeze mnie się męczysz... Nie wiedziałam... - przerwał mi.
- To nie przez ciebie. Nikt nie wiedział. - zrobił krótką pauzę - Zostaniesz ze mną?
- Jasne. - ułożyłam się obok niego i lekko go przytuliłam.


Dzień 3
Kiedy się obudziłam wszystko było w porządku. Przynajmniej z pozoru. Po chwili usłyszałam pikanie maszyn, a na ekranie pojawiła się ciągła, prosta linia. Natychmiast pobiegłam po lekarza. Nie pozwolili mi wejść do środka. Płakałam. Stałam przed salą i patrzyłam jak go reanimują i jak jego ciało bezwładnie leży na łóżku. Nie chciałam, że tak było. To wszystko stało się przeze mnie. Ogarnął mnie strach, złość i smutek. Gdyby mnie nie poznał, pewnie wróciłby do rodziny, a przeze mnie zginął. Spojrzałam jeszcze raz na chłopaka i nie wierzyłam własnym oczom. Zayn zaczął reagować, ale musieli go za intubować. Wiedziałam, że nadszedł czas, żebym zadzwoniła do jego rodziny i powiadomiła ich o wszystkim. Nie ważne czy on tego chce czy nie. Może zginąć, a ja chcę, żeby jego rodzina była przy nim. Stając nadal w tym samym miejscu wybrałam numer. Za pierwszym razem nikt nie odebrał, ale nie dałam tak łatwo za wygraną. Dzwoniłam do skutku. Przez całe pół godziny próbowałam się dobić na podany mi numer, z wzrokiem wlepionym w Zayna. Postanowiłam zrobić chwilę przerwy. Wtedy mój telefon zaczął wibrować. Spojrzałam na ekran ze ściśniętym żołądkiem. To był ten numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon drżącą ręką do ucha.
- Ktoś przez pół godziny dzwoni do mnie z tego numeru. - powiedział, zły damski głos - O co chodzi?
- Zayn. - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem.
- O boże! Co z nim? Co się dzieje? - usłyszałam w jej głosie rozpacz.
Teraz wiedziałam, że ta kobieta musi być jego mamą. Odetchnęłam głęboko.
- Proszę się uspokoić. - mój głos był opanowany. Jakim cudem udało mi się tak spokojnie mówić - Zayn podjął leczenie nowym lekiem. - w moich oczach pojawiły się łzy - To trzeci dzień leczenie. Rano, znaczy niecałą godzinę temu jego serce się zatrzymało. Lekarze go reanimowali. W końcu zaczął reagować. Jest za intubowany. Chciałam, żeby pani, lub ktoś z rodziny przyjechał do niego.
- Jak to? Mój Zayn,,, przecież wszystko było dobrze. Szpital nie dzwonił! - słyszałam jak łka, do telefonu i momentalnie po mojej twarzy też spłynęły łzy.
- Proszę. Niech pani trzeźwo myśli. Ktoś musi się tu pojawić. Jeśli coś się będzie działo zadzwonię.
- Kim jesteś? - nie odpowiedziałam, tylko rozłączyłam się i wyciszyłam komórkę.
Weszłam do sali. Byłam zmęczona. Nie wiedziałam czy. Tak po prostu. Usiadłam na krześle i złapałam rękę Malika. Przytuliłam ją do mojego mokrego policzka.
- Musisz dać radę. Twoja rodzina cię kocha, a teraz ja cię potrzebuję.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.


Dzień 4
Stan Zayna się nie zmienił. Nadal trwał w śpiączce i nadal podawali mu leki. Lekarze sami nie wiedzieli, czy śpiączkę spowodowało leczenie czy choroba. Wszystko było pod kontrolą. Oprócz mnie w sali ciągle przesiadywała pielęgniarka, zmieniając co jakiś czas kroplówkę i sprawdzając odczyt z maszyn. Wyszłam przed salę czując wibrację w kieszeni. Odebrałam telefon.
- Jak dobrze, że odebrałaś. - usłyszałam ulgę w głosie mamy Zayna - Co z nim?
- Jest w śpiączce. - odparłam bezbarwnym tonem - Jego stan jest stabilny. Czy ktoś... przyjedzie tu?
- Postaramy się przyjechać wszyscy, ale to nie jest takie proste. Ja i mój mąż mamy prace, ciężko nam cokolwiek wskórać.
- Proszę, żeby ktoś pojawił się tutaj do niedzieli.
- Dlaczego?
- Ponieważ wyjeżdżam. - rozłączyłam się.
Poczułam dłonie na ramionach. Odwróciłam się. Tata posłał mi krzepiący uśmiech. Wtuliłam się w niego. Odwzajemnił mój uścisk.
- Powinnaś coś zjeść. - powiedział - Bardzo schudłaś.
- Nic mi nie jest. - odparłam cicho.
Mimo to pozwoliłam mu zaprowadzić się do bufetu. Zjadłam z nim coś, a potem długo rozmawialiśmy. Tata pytał kto do mnie dzwonił i jak długo wiem co z Zaynem, dlaczego nie wracałam do domu... Opowiedziałam mu wszystko. Nie było już co ukrywać. Powiedział mi to co Zayn, że to nie jest moja winna. Jednak czułam się winna. Gdybym go nie namówiła... Być może nie zapadłby w śpiączkę. Teraz nikt nie wie co się z nim stanie, a jego rodzina, być może nie zdąży. Na samą myśl o tym, coś zżerało mnie od środka, jak by wciągała mnie czarna dziura, a z moich oczu leciały łzy.


Dzień 5
 Mimo że nie chciałam mama zaciągnęła mnie do domu, bym się spakowała. Zrobiłam to w ekspresowym tempie. Ellie nie wiedziała dlaczego nie ma mnie ciągle w domu Nawet się nie domyślała. Nie wiedziałam co robić i czy jej powiedzieć. Stwierdziłam, że mama może to zrobić, bo ja nie jestem na siłach. Wszyscy widzieli, że nie czuję się najlepiej, ale ja się tym nie przejmowałam. Nie było dla mnie ważne to co czuję. Martwiłam się o Zayna, więc gdy moja walizka, została spakowana, zostawiłam sobie tylko ciuchy na jutrzejszy dzień. Wyjeżdżaliśmy o trzeciej w nocy. Nie chciałam zostawiać Zayna. Bałam się o niego. Kiedy tylko wszystko skończyłam wróciłam do szpitala. Kiedy stanęłam przed salą, wielki głaz spadł mi z serca kiedy zobaczyłam, że Zayn został odłączony od wszelkich dziwnych maszyn i oddycha samodzielnie. Nadal było kontrolowane jego serce, ale reszta była w porządku. Weszłam do sali i usiadłam na jego łóżku. Było z nim już lepiej, ale wiedziałam, że się z nim już nie zobaczę, nawet jeśli się wybudzi. Postanowiłam, że napiszę do niego list. Siedząc obok niego skrobałam litery na kartce. Bałam się, że jedna mi nie starczy.

Zayn,
tak bardzo się o Ciebie bałam. Nie potrzebnie. Twój organizm jest silny. Mimo to napędziłeś mi stracha. Byłam przy Tobie każdego dnia. Sprawdzałam co się dzieje. W śpiączkę zapadłeś w środę rano. Nie wiem kiedy się wybudzisz, ale ja wyjeżdżam już w niedzielę. Naprawdę chciałabym zobaczyć się jeszcze z Tobą, zanim odjadę, ale wiem, że nie mogę. Nie miej mi za złe tego, że nie spotkaliśmy się po raz ostatni. Nie jestem w stanie tego zrobić. Wybacz mi również to, że zadzwoniłam do twojej rodziny. Nie mogłam tak tego zostawić. Potrzebujesz tu kogoś. Bałam się, że przerwiesz leczenie kiedy wyjadę i nie będzie przy Tobie kogoś bliskiego. Naprawdę... Co mam Ci napisać? Jestem tchórzem. Staram się Ciebie wspierać, chodź śpisz, ale to ja bardziej potrzebuję Ciebie niż ty mnie. Nawet nie wiesz, jak bardzo tęsknie myśląc tylko o tym, że więcej Cię nie zobaczę. Wiem, że nie sensu, żebym podawała Ci swój numer czy mail, a jednak to zrobię. Te kilka cyfr na samym dole to mój numer. Wiem, że nie napiszesz, ani nie zadzwoni, ale musiałam. Nie chcę, żebyś kiedykolwiek jeszcze o mnie myślał. Byłam Twoją przyjaciółką. Niech to zostanie już tylko Twoim wspomnieniem.


Już tęsknię
Ness

Napisałam wszystko co chciałam. Kartka była mokra od moich łez, przez co gdzie nie gdzie rozmazały się litery. Nie to było ważne. Złożyłam kartkę i podpisałam ją: Zayn. Dałam ją pielęgniarce i poprosiłam, by przekazała ją Malikowi, gdy ten się obudzi.


Dzień 6
Przez cały dzień nic nie zmieniło się u Zayna. Obchodziłam jego salę kilka razy na 20 minut i to z daleka, bo nie wiedziałam kiedy przyjedzie jego rodzina. Miała pojawić się dziś. Koło wieczora do sali Malika weszło kilka osób; dokładnie małżeństwo z dwiema córkami. Byli do siebie bardzo podobni. Wiedziałam, że to jego rodzina. Podeszłam do szyby, ale na bezpieczną odległość. Nie wierzyłam w to co widzę. Kiedy jego rodzina się przy nim znalazła, obudził się. Jego powieki podniosły się, a czekoladowe oczy błądził po zebranych ludziach. Mój nos prawie stykał się z szybą. Moja dłoń do niej przywarła. W końcu czarnowłosy zwrócił na mnie swój wzrok. Poczułam ukłucie, gdzieś tam w środku. Moje oczy zaszkliły się, a już po chwili, moje poliki były mokre.
- Przepraszam... - szepnęłam i oderwałam od niego wzrok.
Szybko wybiegłam ze szpitala płacząc, bo wiedziałam, że więcej go nie spotkam. Wbiegłam do domu i jak huragan się przez niego przetoczyłam. Wbiegłam do mojego pokoju i złapałam dwa zdjęcia. Kiedy Zayn był u mnie i mieliśmy bitwę na popcorn zrobiliśmy sobie zdjęcia. Wydrukowałam jedno. Najładniejsze jakie mieliśmy. Zbiegłam ze schodów, o mało co się nie wywracając i pobiegłam do domku Malika. Jedno zdjęcie położyłam na stole w kuchni i napisałam na jego odwrocie: Niech to będzie tylko wspomnienie. Drugie schowałam w kieszeń. Wróciłam do rodziców.
- Proszę, jedźmy już. - powiedziałam.
Spojrzeli po sobie. Nic nie odpowiedzieli tylko wpakowali do auta wszystkie nasze rzeczy i ruszyliśmy w podróż powrotną do domu.












































~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hej!
Dzisiaj maks smutno, wiem ale za to rozdział długi ;)
Jak myślicie, co się stanie z Zaynem i Ness? Będą pisać czy nie będą?
Chciałam wam dodać ten rozdział dzisiaj ponieważ nie wiem jak to będzie później. Pewnie dopiero na weekend będę miała czas żeby coś stworzyć.
19:19
No to na podsumowanie:
mam nadzieję, że ktoś jeszcze to czyta ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytasz? Skomentuj! Ja nie gryzę nawet za malutką krytykę ;)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis