wtorek, 8 marca 2016

Rozdział 26

Między nami panowała napięta cisza. Nie wiedziałam co robić. Malik ciągle trzymał mnie przy sobie. Przyznaję, było to przyjemne, ale czas na zmiany. W końcu to Richelle jest jego, nie ja... Oparłam głowę na jego ramieniu. Zrobiłam to nieświadomie. Głowa cały czas bolała. Co zrobić by przestała? Poczułam jak delikatnie głaszcze mnie po włosach. Przymknęłam powieki. Byłam nienormalna i pełna sprzeczności, ale wtuliłam się w jego ciepły tors i skuliłam. Tak mogłabym zostać na wieki. Po jakimś, nieokreślonym mi czasie, Malik ułożył mnie głową na poduszce. Kiedy chciał się odsunąć, półprzytomna złapałam go za rękę. Z moich ust wydobył się dziwny bełkot, którego nawet ja nie zrozumiałam. Brunet cicho zaśmiał się, po czym zajął miejsce obok. Bo noc to ten magiczny czas, kiedy zbiera nam się na zwierzenia. Przytuliłam się do niego lekko. Jego ramiona natychmiast mocniej mnie przyciągnęły. Złożył na moim czole delikatny pocałunek i mruknął ciche: śpij dobrze. Można powiedzieć, że tak było.
Przespałam całe 4 godziny. Obudziłam się za piętnaście czwarta. Nie chciałam budzić Zayna, ale wiedziałam, że nie zasnę. Powoli i najdelikatniej jak potrafiłam, wysunęłam się z jego ramion. Mruknął coś wyraźnie niezadowolony, ale nie przerwałam mu snu. Ubrałam się w jakiś dres i zeszłam na dół. Zjadłam kanapkę i poszłam do lasu. Nie wiedziałam jak długo tam byłam. Po słońcu mogłam tylko stwierdzić, że długo. Myślami błądziłam po całym moim życiu. Od pierwszego wspomnienia, aż do teraz. Doszłam do wniosku, że niewiele się zmieniłam, ale moje otoczenia jest zróżnicowane jak nigdy.
Chwilę później byłam w domu. Po kuchni krzątała się pani Katherine, ale nie widziałam pana Williama. Przywitałam się ze smutną staruszką. Wyjaśniła mi, że jej mąż nie czuje się najlepiej. O nie. Wiem, że taka jest kolej rzeczy, że jedni się rodzą, a drudzy umierają, ale nie on. Nie wolno ci nawet tak myśleć! Skarciłam się kilkaset razy w myślach i próbowałam pocieszyć babcię Zayna. Mimo mojego wysiłku, kobieta pozostawała w swoim melancholijnym nastroju. No cóż. Kiepsko ci idzie Ness. Zresztą jak zawsze. Do pomieszczenia przyszedł młody Malik. Uśmiechnął się do mnie smutno. Odwzajemniłam jego gest.
Kiedy Zayn zjadł śniadanie poszliśmy do szopy, o której mówiła mi Stella. To była jedna wielka skarbnica! Znaleźliśmy tam zdjęcia przodków Mulata, jakieś rodzinne pamiątki, medal - jakieś odznaczenie z wojny. W dodatku było tam wiele skrzyń. W większości kryły się książki. W jednej z mniejszych dostrzegliśmy listy. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, ale bez wahania rozsiedliśmy się z nimi na sianie. Zayn zaczął czytać jeden z nich.

Najukochańsza Katherine!
Jest co raz gorzej. Próbujemy się opierać, ale wróg jest ciągle u bram. Są niezłomni. Wszyscy tracimy nadzieję. Na ostatnim patrolu zostałem ranny. Nie obawiaj się jednak, bo nigdy nie pozwolę, by nasze poprzednie spotkanie było ostatnim. Obiecałem Ci kolejne i obietnicy tej dotrzymam. Wrócę bez względu na zagrożenie. Oddam życie, byle znów móc trzymać cie w ramionach. Pamiętaj, że tyle razy ile spojrzysz w niebo, zobaczysz mnie, bo stoję w innym miejscu, lecz patrzę w to samo co Ty. 
Uważaj na siebie Najdroższa.
Kocham Cię
Twój Willam

W moich oczach zalśniły łzy. Jak wielka była ich miłość. Zayn objął mnie ramieniem. Przytuliłam się do niego. Sięgnęłam po kolejny list.

Najukochańszy Williamie!
Nie obawiaj się. Jestem bezpieczna. Wszystkie kobiety pomagają i tutaj. Staramy się wspomóc Was tam, choć nie dane jest nam przy Was być. Z utęsknieniem wypatruję Cię każdego ranka na naszej łące. Czekam na dzień kiedy znów będę mogła być blisko Ciebie. Proszę, zaopiekuj się moim bratem. Wysłano go do Was wraz z innymi młodzieńcami. Chciałabym, byś nad nim czuwał. Dzisiejszej nocy wypatruj mnie w gwiazdach. Na pewno się pojawię.
Nie lękaj się, jestem cały czas obok Ciebie
Kocham Cię
Twoja Katherine

Płakałam jak bóbr po przeczytaniu tego. Przeżyli z sobą tyle lat. Byli niezwykłymi ludźmi. Też chciałabym przeżyć taka miłość jak oni. Nie zwątpili w siebie nawet przez chwilę. Zayn czytał dalej, ja nie byłam w stanie. Spędziliśmy czas na odkrywaniu tajemnicy wielkiej miłości do zachodu słońca. Potem wróciliśmy do domu. W kuchni było pusto. Poszliśmy do pokoju dziadków Malika. Kobieta siedziała przy swoim mężu tuląc jego dłoń do policzka. Płakała. Poczułam nieprzyjemny uścisk w żołądku. W tym samym czasie odnaleźliśmy z Zaynem swoje dłonie. Weszliśmy do środka. Pan Willami uśmiechnął się na nasz widok. Każda czynność sprawiała mu problem. Przełknęłam gule narastającą w moim gardle i delikatnie odwzajemniłam jego gest. Usiedliśmy obok niego.
- Proszę posłuchajcie mnie. - zaczął słabym głosem - Wiem, że nie zostało mi zbyt wiele czasu. Zayn - chłopak spojrzał w oczy swojemu dziadkowi - gospodarstwo jest twoje. Załatwiliśmy formalności jakiś czas temu. - spojrzał na mnie z uśmiechem - Agness, Midnight pokochała cię jak nikogo innego. Chcę byś się nią zajęła. - kiwnęłam tylko głową, a w moich oczach zalśniły łzy - Opiekuj się moim wnukiem. Ten rozrabiaka cię potrzebuje.
- Będę. - zapewniłam cicho, ściskając mocniej rękę Mulata.
- Katherine... - spojrzeli na siebie z miłością - Kochanie nie patrz wstecz. Chcę byś była szczęśliwa. Pamiętaj o tym, że cię kocham. - uśmiechnęli się do siebie.
Nawet nie wiedziałam kiedy, a po moich polikach lały się łzy. On się z nami żegnał. Czuł, że nie zostało mu wiele czasu. Jakie to musiało być dla niego ciężkie. Nie wyobrażałam sobie co czuje Zayn. Nie potrafiłam, czując to co było we mnie. Po chwili Willam spojrzał na nas po raz ostatni, jego oczy się zamknęły, a klatka piersiowa opadła. Zgryzłam wargę. Nie umiałam powstrzymać łez. Malik schował głowę w moich ramionach. Mocno go do siebie przyciągnęłam. Echem od ścian odbił się szloch Katherine. Nie umiałam im pomóc. Nie w tym. Czułam jak bym straciła cząstkę siebie. Nie znałam długo dziadka Malika, nie byliśmy rodziną, mimo to pokochałam go jak rodzinę. Nikt nie ukrywał swoich łez. Wszystkim nam było ciężko.
Sprawy związane z pogrzebem zostały załatwione bardzo szybko. Zayn nie mógł się pozbierać. Przestał jeść, wychodził i nie chciał z nikim rozmawiać. Jego babcia trzymała się na szczęście nieco lepiej. Kiedy Zayn wyszedł po raz kolejny poszłam za nim. Siedział nad jakimś strumieniem i tępym wzrokiem wpatrywał się w coś za nim. Usiadłam obok niego i przytuliłam go. Z jego oczu wyleciały łzy.
- Tak bardzo za nim tęsknię. - wyszlochał, chowając twarz w moich włosach.
- Ja też. - przyznałam cicho.
Nie rozmawialiśmy więcej. Nasza wzajemna obecność wystarczyła. Zayn bardzo chciał bym pojawiła się na pogrzebie. Nie byłam do końca przekonana czy to dobry pomysł, ale w końcu zgodziłam się. Chciałam go wspierać. Stałam przytulona do niego w czarnej sukience, której nienawidziłam od tamtego dnia. Stalla przytulała się do drugiego boku Malika i szlochała cicho. Po moich polikach leciały łzy. Wiedziałam, że to już koniec. Ten wiecznie uśmiechnięty pan, którego zobaczyłam po raz pierwszy gdy przyjechałam nie wróci. Schowałam twarz w ramionach Mulata. Kiedy było po wszystkim zostawiłam na grobie czerwoną różę. Kochał je. Chociaż to mogłam zrobić. Ja i Zayn zostaliśmy najdłużej. Żadne z nas nie potrafiło wykonać pierwszego kroku. Złapałam jego rękę. Pocałował mnie w czoło i odwrócił się. Skierowaliśmy się do samochodu. Zatrzasnęliśmy za sobą drzwi.
- Co teraz? - szepnęłam cicho patrząc na niego.
- Sprzedam gospodarstwo. - odparł z bólem - Babcia nie jest w stanie się nim zająć sama, a żadne z nas nie może tam zamieszkać i przejąć tego wszystkiego. Postaram się o to by Midnight miała dobre miejsce w jakiejś londyńskiej stajni. I wrócę do swojego życia.
Nie zrozumiałam go. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów.
- Wrócisz do Ellie. - szepnęłam.
Spojrzał mi w oczy. Po raz pierwszy tego dnia. Były przepełnione bólem. Jego jak i moje. Czy czuliśmy to samo?
- Tak. - odszepnął - Tak będzie lepiej Ness.
Miał racje. Bo co innego nam pozostało? Powinniśmy żyć tak jak przed naszym spotkaniem tutaj. Mocno przegryzłam wnętrze polika. To było takie ciężkie. Jeśli w życiu coś się sypie to wszystko na raz. Bo każdy ma w życiu lepszy i gorszy okres.
- Mimo to spełnię życzenie twojego dziadka. - mruknęłam, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
Nie miałam zamiaru robić nic innego jak się dostosować. Ufałam temu mężczyźnie. Chciał dla mnie dobrze. Ofiarował mi Midnight. Ufałam, że wiedział co robi, mówiąc mi to.
- Nie musisz. Jego już nie ma. - powiedział rozgoryczony - Poza tym, będzie ci ciężko.
- Właśnie dlatego mnie o to poprosił. - szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.
Wróciliśmy do mojego tymczasowego miejsca pobytu. Rozejrzałam się dokładnie po pokoju kończąc się pakować. Wyjrzałam przez okno. Dostrzegłam Zayna. Stał przy Midnight. Zeszłam na dół. Chciałam do niego podejść, ale zatrzymał mnie jego głos. Rozmawiał z klaczą. Schowałam się za budynkiem. Nie powinnam podsłuchiwać, ale musiałam wiedzieć co siedzi w jego głowie. Tym bardziej teraz.
- To nie takie proste, mała. - mruknął gładząc ją po łbie - Co mam zrobić? Kiedy wiem, że ją kocham? Tylko... jak mógłbym zostawić tą drugą? To pogmatwane i bez sensu. Jeśli ją kocham, powinienem jej to powiedzieć, ale to co zrobiła, tak bardzo mnie zabolało. Wiedziała z kim rozmawia, nie powiedziała mi nawet po naszym pocałunku. A ja zakochałem się w niej na nowo i to ze zdwojoną siłą. I co teraz? - westchnął, przytulając się do konia, po moim policzku zleciała łza - Nie mogę się poddać. Dlatego zostanę mężem jej siostry. Nawet nie wiem czy umiem jej wybaczyć, ale kiedy widzę ją smutną nie potrafię jej nie przytulic, pocieszyć. Potrzebuję jej jak powietrza. Dlatego muszę ją od siebie odsunąć. Jestem kretynem.
Odeszłam stamtąd najciszej jak potrafiłam. Nie rozumiałam go. Wychodził za Ellie dlatego, że go zraniłam? Nie dlatego, że ją kochał? Skoro nic do niej nie czuł, dlaczego po prostu jej nie zostawił? Usiadłam na drewnianej ławeczce pod domem. Po chwili przyszedł do mnie Mulat. Podniosłam się. Chciałam pożegnać się z Midnight. Musiałam jej powiedzieć, że niedługo się zobaczymy. W końcu zmieni miejsce zamieszkania. Kiedy mijałam Zayna, złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Nasze ciała się zderzyły. Mój oddech przyspieszył, tak samo jak serce. Jego wzrok powędrował na moje usta.
- To ostatni raz kiedy to zrobię. I wiem, że tym razem mi się z to dostanie. - szepnął po czym wpił się w moje usta.
Pozbawił mnie oddechu. A mimo to czułam się idealnie. Był moim powietrzem, wszystkim czego potrzebowałam do życia. Miał rację nie powinien, ale nie o tym myślałam kiedy trzymał mnie w ramionach, obiecując wcześniej, że to nasz ostatni pocałunek. Chciałam więcej. Chciałam jego. Mieć na wyłączność już na zawsze. Objęłam mocno jego kark przyciągając go do siebie. Mimo iż było to niemożliwe on również przyciągnął mnie mocniej do siebie. Czułam przyjemne dreszcze i mrowienie w miejscach gdzie mnie dotykał. Jego ręka spoczywała na mojej tali, a druga błądziła po plecach. W końcu jednak powoli się odsunął. Jak dla mnie, było to zdecydowanie za szybko. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Naprawdę chciałam go spoliczkować. Za to, że to zrobił, bo przypomniał mi jak bardzo nie potrafię bez niego żyć. Nawet uniosłam rękę, ale... nie mogłam. Nie potrafiłam go uderzyć, mimo tego co się stało. Z moich oczu wyleciało kilka łez.
- Pieprzony egoista. - warknęłam cicho.
Pewnie bardziej zabrzmiało to płaczliwie, jak małe dziecko, które nie wie co ze sobą zrobić. Bo właśnie tak się czułam. Nie wiedziałam co robić.
- Masz rację. - szepnął.
Mimo to objął mnie ponownie i mocno przytulił do siebie. Początkowo chciałam się wyrwać, ale po chwili odwzajemniłam uścisk. Bo czasem każdy potrzebuje bliskości osoby, którą kocha do szaleństwa.
Wracałam wraz z Zaynem i jego babcią. Najpierw mieliśmy zwieść panią Katherine do Bradford, a następnie wrócić do Londynu. Było już późno. Malik zatrzymał się na stacji benzynowej żeby zatankować. Przykryłam śpiącą staruszkę kocem. Wysiadłam rozprostować nogi. Owiało mnie zimne powietrze. Poczułam rękę na ramieniu. Natychmiast się odwróciłam. Zayn podał mi ciepłego hot-doga i kawę.
- Nie powinnaś wysiadać. Jest zimno. - zganił mnie.
- Potrzebowałam się przewietrzyć. - mruknęłam po czym oparłam się o auto.
Między nami na chwilę zapanowała cisza. Ugryzłam ciepłą bułkę. Była naprawdę smaczna. Upiłam łyk gorącego napoju. o trochę mnie rozgrzało.
- W Bradford zostaniemy na noc. Nie dam rady już dziś jechać. - czyżbym słyszała przeprosiny w jego głosie?
- W porządku. - mruknęłam tylko i wsiadłam cicho do auta.
On po chwili też siadł za kierownicą. Nie włączyliśmy radia. Nie chcieliśmy zbudzić panie Katherine. Skuliłam się na siedzeniu. Zrobiło się naprawdę zimno, a do tego zaczęło padać. Zayn rzucił mi krótkie spojrzenie, na które moje serce zabiło mocniej. Podkręcił ogrzewanie, za co cicho mu podziękowałam, i dał mi swoją bluzę z minionkami. Może i byłam nienormalna, ale gdy ją założyłam wiedziałam, że on już jej nie odzyska.
Jakąś godzinę później byliśmy na miejscu. Mulat delikatnie obudził staruszkę, która szybko znalazła się w domu. Mimo protestów Zayna pomogłam my z torbami. Moją wzięłam mniejszą. W końcu potrzebowałam tylko ciuchy na jutro. W budynku było ciepło. Wszyscy miło mnie powitali. Nadal panowała smutna atmosfera. Wszyscy byli przygnębieni ostatnimi wydarzeniami. Nie chciałam, żeby tak było. Nie mogłam pozwolić, żeby ci wszyscy dobrzy ludzie tak się smucili. Mimo iż mocno się opierali wieczór zaczęliśmy od karaoke. Po Zaynie widziałam, że jest bardzo zmęczony, więc tylko przyglądał nam się z uśmiechem, przysypiając na kanapie. Bo każdy potrzebuje wytchnienia i miłości. Później zjedliśmy smaczną kolację i zrobiliśmy konkurs. Pani Katherine poszła już spać, dziękując za miły wieczór. Nasza zabawa polegała na tym, że każdy szykował mieszankę dla jednej osoby. Maił to być koktajl. Można było użyć wszystkiego co jest w kuchni. Ja dostałam napój od Stelli. Uśmiechnęła się do mnie słodko kiedy przyszła moja kolej. Skrzywiam się lekko. Spojrzałam na skład: banan, jabłko, jajko, mąka, olej, sałata i papryka. Spojrzałam na nią pytająco, na co tylko wzruszyła ramionami. Odetchnęłam i wypiłam trzy obowiązkowe łyki. Skrzywiłam się. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Przyszła kolej na młodego Malika. Wszyscy (Stella) zadbali, żebym ja mu uszykowała napój. Mam nadzieję, że nie liczyli (liczyła) na napój miłosny z mojej strony. Zayn rzucił okiem na skład. Było tam między innymi: papryczka chili, bazylia, cukier puder, cytryna, miód, cebula i pasztet. Uniósł brwi patrząc na mnie. Rzuciłam mu tylko wyzwanie unosząc brew. Również wypił trzy łyki o mało co się nie krztusząc. I tak zleciał nam czas do 12. Później rodzice rodzeństwa kazali nam iść spać, ponieważ Malik miał jutro rano prowadzić. Jego mama podziękowała mi za to, że wniosłam chodź trochę szczęścia w tym smutnym czasie do ich życia. A co innego mogłam zrobić w tej sytuacji? Czułam, że tak miało być.
Wyszło tak, że spałam z Zaynem w jednym pokoju i... łóżku. Nie powiem, żeby było to komfortowe. Zastanawiałam się tylko, czy on czuje się równie dziwnie co ja. Wzięłam szybki prysznic. Zapomniałam zabrać piżamy z auta. Miałam mały problem. Założyłam bieliznę, owinęłam się ręcznikiem i wyszłam niepewnie z łazienki. Miałam cichą nadzieję, że Malik bierze jeszcze prysznic w drugiej. Jak zawsze miałam pecha. Brunet leżał rozwalony na łóżku w samych dresach. Spojrzał na mnie. Spłonęłam rumieńcem pod wpływem jego spojrzenia. Opuściłam ręcznik nieco niżej, żeby zasłonił większą część moich nóg. Kierowałam się do drzwi.
- Gdzie idziesz? - zmarszczył brwi.
- Muszę wrócić do auta po piżamę. Nie zabrałam jej wcześniej.
- Oszalałaś? Jest zimno.
Wstał i podszedł do komody. Otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej swoją koszulkę. Podszedł do mnie. Stał zdecydowanie zbyt blisko. Delikatnie przeciągnął mi ją przez głowę. Nie mogłam się ruszyć, a on cały czas patrzył mi w oczy. Delikatnie wyciągnął ręcznik z moich rąk, więc materiał upadł na ziemię. Szybko wsunęłam ręce w rękawy koszulki. Malik pocałował mnie w czoło. Dlaczego ciągle to robił? Zadrżałam. Czułam się wciąż raniona.
- Ty też powinnaś się wyspać. - mruknął.
Złapał moją rękę i pociągnął mnie w stronę łóżka. Opadłam na nie równie bezsilnie co on. Szybko wślizgnęłam się pod kołdrę. Poczułam jak obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie. Odwróciłam się do niego przodem i wtuliłam w ciepły tors Mulata. Gładził mnie po plecach, a ja nie mogłam zasnąć. Nadal myślałam o tym co powiedział Midnight. Może nie powinnam, ale zanim pomyślałam o tym co robię, słowa już wymsknęły mi się z ust.
- Dlaczego po prostu nie zostawisz Ellie?
Spojrzał mi w oczy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wiedział o mojej obecności, podczas jego rozmowy (monologu) z koniem.
- Bo nie potrafię jej skrzywdzić.
Bo kiedy tak cholernie potrzebujesz miłości, ona nie potrafi do ciebie przyjść. Kiedy pragniesz jej jak opętany, ona nie chce krzywdzić innej osoby. Kiedy wiesz, że więcej nie wytrzymasz, ona nawet na ciebie nie spojrzy, bojąc się zranić cię jeszcze bardziej. Kiedy nie masz już nadziei, wiesz, że to już koniec, wszystko może się zmienić.










































~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka Hej!
Jestem straszna, ale muszę tu umieścić spoiler do kolejnego rozdziału :D
Richelle
Mój dzień. W końcu będę żoną Zayna.
Agness
To będzie długa ceremonia.(...) Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Nie mogłam ich w żaden sposób powstrzymać.
Niespodzianka
- Ja... - oho...
Sukces, proszę państwa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytasz? Skomentuj! Ja nie gryzę nawet za malutką krytykę ;)

.
.
.
.
.
.
template by oreuis